siła siakaś nieznana...
Dziś wstąpiła we mnie jakaś nieznana siła, moc nieczysta... Jakiś dziwny i nie wiedzieć jakiego pochodzenia czynnik doładował mi bateryjki na maxa i teraz duracele mogą się schować. Czasem wystarczy tak niewiele, żeby odetchnąć pełną piersią (nawet gdy nie ma się ich tak pełnych...) :) I to jest piękne. Wystarczy mieć wokół siebie silną grupę pod wezwaniem, czyli grupę pozytywnych ludzi i od razu wracasz do żywych. Poczucie przegranego życia odchodzi już w zapomnienie. I Bogu dzięki. Cóź z tego, że czas leci, cóź z tego, że jestem po przejściach i z przeszłością, cóź z tego, że się układa inaczej niż powinno? Kiedyś będzie dobrze. A jak nie to za dwa kiedysie... Tylko nigdy nie wiadomo ile trwa jeden kiedyś :) Ja mogę poczekać i trzy, byle nie za długie, ale niech będzie dobrze, tak od początku do końca. Z pełną akceptacją mojej potłuczoności. "akceptacja to jest to na co się godzisz względem drugiej osoby, tego się trzeba uczyć, bo to działa w 2 strony". Tak dzisiaj powiedziała pewna osoba... Fajna osoba, nawet bardzo :) I ma rację. Więc uczę się siebie, uczę się świata. I tak już dużo się nauczyłam. Życie nauczyło mnie już pokory i panowania nad swoimi emocjami, a małżeństwo nauczyło mnie cierpliwości. Jednak teraz budzi się uśpiony od dawna wulkan energii we mnie i aż strach pomyśleć co będzie się działo :0 Nadchodzi wyzwolenie! Póki co moje naładowane bateryjki pożytkuję w pożyteczny sposób. Wypucowałam wszystkie okna w domu, teraz widać świat. Jestem więc światowcem skoro tam jest świat! :)
Zaraz wracam do zmagań firankowych czyli czegoś czego małe misie nie lubią najbardziej. Ale jak trzeba to trzeba. Pewnie znów przy końcu żabek okaże się, że zostały mi jeszcze trzy metry do powieszenia...
Tak więc bateryjki pełne, optymizm pełny, pierś pełna... khy khy :)
I czekam na wybuch energii. I na kartkę ze Stanów. Dziś się dowiedziałam, że mój internetowy przyjaciel z Chicago - Krzyś wybiera się w podróż - Grand Canion, Góry Colorado i wiele innych ciekawych miejsc. Ja też chcę! Ale cieszę się, że przynajmniej on coś zobaczy.
Dziękuję wszystkim za wszystko, dzięki wam wyzwalam się i wracam!
AVE!
Zaraz wracam do zmagań firankowych czyli czegoś czego małe misie nie lubią najbardziej. Ale jak trzeba to trzeba. Pewnie znów przy końcu żabek okaże się, że zostały mi jeszcze trzy metry do powieszenia...
Tak więc bateryjki pełne, optymizm pełny, pierś pełna... khy khy :)
I czekam na wybuch energii. I na kartkę ze Stanów. Dziś się dowiedziałam, że mój internetowy przyjaciel z Chicago - Krzyś wybiera się w podróż - Grand Canion, Góry Colorado i wiele innych ciekawych miejsc. Ja też chcę! Ale cieszę się, że przynajmniej on coś zobaczy.
Dziękuję wszystkim za wszystko, dzięki wam wyzwalam się i wracam!
AVE!