...czyli moje tak zwane życie.

czwartek, czerwca 30, 2005

siła siakaś nieznana...

Dziś wstąpiła we mnie jakaś nieznana siła, moc nieczysta... Jakiś dziwny i nie wiedzieć jakiego pochodzenia czynnik doładował mi bateryjki na maxa i teraz duracele mogą się schować. Czasem wystarczy tak niewiele, żeby odetchnąć pełną piersią (nawet gdy nie ma się ich tak pełnych...) :) I to jest piękne. Wystarczy mieć wokół siebie silną grupę pod wezwaniem, czyli grupę pozytywnych ludzi i od razu wracasz do żywych. Poczucie przegranego życia odchodzi już w zapomnienie. I Bogu dzięki. Cóź z tego, że czas leci, cóź z tego, że jestem po przejściach i z przeszłością, cóź z tego, że się układa inaczej niż powinno? Kiedyś będzie dobrze. A jak nie to za dwa kiedysie... Tylko nigdy nie wiadomo ile trwa jeden kiedyś :) Ja mogę poczekać i trzy, byle nie za długie, ale niech będzie dobrze, tak od początku do końca. Z pełną akceptacją mojej potłuczoności. "akceptacja to jest to na co się godzisz względem drugiej osoby, tego się trzeba uczyć, bo to działa w 2 strony". Tak dzisiaj powiedziała pewna osoba... Fajna osoba, nawet bardzo :) I ma rację. Więc uczę się siebie, uczę się świata. I tak już dużo się nauczyłam. Życie nauczyło mnie już pokory i panowania nad swoimi emocjami, a małżeństwo nauczyło mnie cierpliwości. Jednak teraz budzi się uśpiony od dawna wulkan energii we mnie i aż strach pomyśleć co będzie się działo :0 Nadchodzi wyzwolenie! Póki co moje naładowane bateryjki pożytkuję w pożyteczny sposób. Wypucowałam wszystkie okna w domu, teraz widać świat. Jestem więc światowcem skoro tam jest świat! :)
Zaraz wracam do zmagań firankowych czyli czegoś czego małe misie nie lubią najbardziej. Ale jak trzeba to trzeba. Pewnie znów przy końcu żabek okaże się, że zostały mi jeszcze trzy metry do powieszenia...
Tak więc bateryjki pełne, optymizm pełny, pierś pełna... khy khy :)
I czekam na wybuch energii. I na kartkę ze Stanów. Dziś się dowiedziałam, że mój internetowy przyjaciel z Chicago - Krzyś wybiera się w podróż - Grand Canion, Góry Colorado i wiele innych ciekawych miejsc. Ja też chcę! Ale cieszę się, że przynajmniej on coś zobaczy.
Dziękuję wszystkim za wszystko, dzięki wam wyzwalam się i wracam!
AVE!

środa, czerwca 29, 2005

nieco optymistyczniej

Jadzia twierdzi, że powinnam zmienić tytuł bloga na "kobieta po przejściach". Zaraz tam po przejściach. Człowiek rozwiedziony i zaraz tam po przejściach :) Życie płynie i nigdy nie wiadomo co nam przyniesie. Każdy dzień jest czystą kartką i tylko my sami decydujemy czy warto coś na niej zapisać. A każdy dzień może być tym szczególnym, tym niepowtarzalnym. Tak samo jak każdy człowiek spotkany w naszym życiu. Czasem znamy kogoś długo, można to liczyć w latach, uważamy go za przyjaciela po to by po jakimś czasie nagle okazało się, że byliśmy oszukiwani przez cały ten czas. I bywa też tak, że pojawiają się nowi ludzie, którzy w bardzo krótkim czasie zakradają się do Twojego serduszka i rezerwują w nim sobie swój kącik, stają się bliscy i cieszysz się, że ich masz. Tak własnie było w moim przypadku. Ta osoba o której piszę będzie wiedzieć, że chodzi o nią :) Ciesze się, że się pojawila, tak niespodziewanie a tak nam fajnie. Dziekuję... Miałam dziś napisać weselszego posta niż wczoraj. Obiecałam to jednej osobie. Druga podpowiadała,żeby napisać o naszej Ptaszynce podśpiewującej przy pracy w kwesturze. Ale opisanie wyczucia rytmu, poczucia tempa, znajomości melodii i ogólnego talentu muzycznego naszej Asieńki jest po prostu niewykonalne. To trzeba zobaczyć a już na pewno usłyszec. Radio gra swoje a Asieńka swoje. Niby chodzi o tą samą piosenkę, ale jakoś ciężko się zorientować :) Kto wie o czym mowię to ma ubaw po pachy :) Na szczęście nie próbuje nam umilać czasu podczas tych chwil, kiedy fale z naszego boskiego radia typu jamnik odchodzą gdzieś w niebyt po to by powrócić za jakieś 2 godziny. Choć dziś radio nasz zaskoczyło. Zawsze mniej więcej o godzinie 13.20 nasze radio umierało. Następowała totalna cisza w eterze. Dziś, gdy tajemnica naszego jamnika została rozszyfrowana i wszystkie trzy zwarte i gotowe czekałyśmy na zanik fal radiowych radio grało dalej. I to w najlepsze! Złośliwość rzeczy martwych?
Na koniec dodam tylko gratulacje dla Jadzi z okazji złapania pracy. Będziesz miała Jadwiniu w końcu te swojedwa pienądze :) I wreszcie zaczniej robić coś :) :) :) Żartuję... :)
AVE!

wtorek, czerwca 28, 2005

w poczuciu przegranego życia

Podobno blog oczyszcza duszę. Może dlatego w końcu zdecydowałam się go założyć. I tak za namową Aguśki, idąc śladami Jadzi, przy wielkiej pomocy Siemiona powstał mój blog. Moje tak zwane życie... Akurat znajduję się w momencie wielkiego doła. Chyba nigdy w życiu nie miałam jeszcze takiego poczucia, poczucia przegranego życia. Nie czułam się tak nawet gdy moje małżeństwo legło w gruzach. To może trwało nieco dłużej i jakoś tak stopniowo godziłam się z tą myślą. A teraz? Ile razy można układać sobie życie? Ile razy można wstawać by znów upaść? Odpowiedź sama ciśnie mi się na klawiaturę - DO SKUTKU!

"Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
padać boleśnie i znów się podnosić,
krzyczeć tęsknocie "precz" i błagać "prowadź"
oto jest życie - nic a jakże dosyć"

Może jeszcze nie wszystko stracone, ale mam wrażenie, że kolejny rok mojego tak zwanego życia przecieka miprzez palce. Znów moje plany, marzenia i wyobrażenia ojeżdżają gdzieś z prędkością światła. Kolejny zawód, kolejne potknięcie, kolejna rana po której zostanie blizna... A miało być tak dobrze, tak inaczej. I było, tylkoza krótko... Nieważne... Co nie niszczy to wzmacnia. I tak będzie. Zamierzam być jeszcze cholernie szczęśliwaw tym moim tak zwanym życiu!AVE!Nie wiem jeszcze w którą stronę się potoczy. Ale ma być dobrze kuna! I będzie!

mój fotel i ja



testowo

niedziela, czerwca 26, 2005

test

ja tylko sprawdzam