to był dobry weekend :)
Tak, to był naprawdę dobry weekend! I choć piątkowe bardzo złe samopoczucie i ogólne połamanie oragnizmu nie wskazywało na to, to jednak się udało. Sobotnie winkowanie z kuzynem pozwoliło wyluzować się na maksa. Chyba pierwsze zresztą alkoholizowanie się z prawie bratem. Zawsze byłam zmotoryzowana więc nie dawało rady, ale tym razem cytrynka została w domu w przeciwieństwie do mnie. Ja czyli szalona ciocia stawiłam się na proces alkoholizowania i zabawiania malucha mojego najukochańszego. Mały jest wyrąbany w kosmos totalnie! Boshe! jak ja uwielbiam tego brządca. Ciotka jest dobrą ciotką, ale podpita ciotka jest jeszcze lepsza :) Jak zaczęliśmy szaleć w mieszkaniu to chyba nawet rodzice byli w szoku. Gotowaliśmy z Pascalem przesypując paluszki z garnka do sitka, kręciliśmy kółeczkami, szukaliśmy się i straszyliśmy, robiliśmy Małysza i przede wszystkim pękaliśmy ze śmiechu. Potem zaliczyliśmy nawet pierwszą ciotkową kąpiel - wyszorowałam malucha i dzieciak nawet się nie utopił więc mamy pełny sukces :) Gorzej było z uśpieniem bo próbowało każde z nas, jednak sukces po dobrej godzinie odniosła mama. Brawo dla Joli :) Następnym razem znów spróbuję, może się uda :) A jak nie to może jeszcze następnym, albo jeszcze :) Dużo czasu przed nami, w końcu nasz związek trwa dopiero 19 miesięcy bo tyle właśnie ma Oliver. I facet się rozwija, już załatwia swoje potrzeby na muszli, nocnik jest nie fajny i obcy ideowo :) Ja się wcale nie dziwię :) Niedziela trochę leniwa, ale zakończona w bardzo miły i sympatyczny sposób i myslę, że jeszcze wiele takich sympatycznych niedziel i nie tylko niedziel przede mną :) Więc jedziemy dalej, walczymy z tonami papierów w pracy, jeździmy do ZUSu tam i z powrotem, znosimy studentów tych miłych i tych, co to różami nie pachną i jedziemy do następnego weekendu, oby był choć tak miły i sympatyczny jak ten. Bo to był serio dobry weekend! AVE!