...czyli moje tak zwane życie.

piątek, lipca 22, 2005

wolne myślenie wakacyjne

Jestem sobie na wakacjach... Odpoczywam po zawirowaniach i życiowych zakrętach. I dobrze mi tu gdzie jestem. I dobrze mi będzie tam, gdzie wrócę. Bo mam dokąd wracać. Do przyjaciół, do ludzi, którzy przyjmują mnie taką, jaką jestem. I to cieszy. Być może moje życiowe poszukiwania dobiegają końca bo chyba w końcu po tylu latach wiem czego chcę, a na dodatek jeszcze to znalazlam. Póki co niech pozostanie to wszystko tak, jak jest, niech samo w sobie się rozwija, niech rosnie i staje się coraz mocniejsze. Choć już jest mocne i to cholernie, chyba tak jak nie było nigdy w życiu... Ale przecież o to chodzi.
Te moje wakacje są takie zupełnie inne niż do tej pory. Takie totalnie na luzie, bez pospiechu. I mimo, że tak do końca nie były planowane to są boskie. Przykro mi tylko, że Wydmisie dwa miały trochę gorsze pierwsze gałżeńskie wakacje za sprawą porypanej pogody nad naszym wspaniałym polskim morzem, ale chyba najważniejszy jest ten czas, który można spędzić RAZEM i tylko RAZEM... I jestem przekonana, że mimo fatalnej pogody, nie straciliscie pogody ducha!
I tym leniwym wakacyjnym duchem optymizmu zakończę tego posta. Jest dobrze i to jest najważniejsze. A może być tylko jeszcze lepiej!
AVE!

piątek, lipca 15, 2005

powrót zza światów

Koniec starego przeważnie oznacza początek nowego. I mam nadzieję, że tak samo będzie w moim tak zwanym życiu. Dobiegł końca pewien etap mojego życia. Teraz po ostatnich zawirowaniach i burzach wychodzi na nowo słońce. Pojawiają się nowe perspektywy. A w tym wszystkim ja. Muszę tylko odpowiedzieć sobie na parę pytań, zajrzeć w głąb siebie, wyciągnąć wnioski z odebranej lekcji życia i związkologii stosowanej. Teraz kolej na mnie! Pora określić swe cele i pragnienia w życiu i do tego dążyć. Nie dać się życiu i innym! Nie powiem, że żałuję tego co było. Bowiem zbyt późno w życiu odkrywamy, że jedyną rzeczą jakiej nie powinniśy żałować są własne błędy. Ale ten związek może nie był błędem. Pozwolił odkryć pewne rzeczy, przeżyć coś niecoś. Ale finalnie nie okazał się wypałem. Zdarza się! Teraz przynajniej wiem czego chcę! Chcę siebie. Akceptacji mojej potłuczonej osoby dokładnie w takim stanie rzeczy jaki prezentuje :) Może to dużo, ale każdy ma prawo być sobą. Nie można nikogo do niczego zmuszać bo wtedy przestaje się być w jakiejś części sobą...
Nie będę prowadzić tu rachunku sumienia. Wierzę w to, że teraz może być dobrze, lepiej i najlepiej. Teraz nadchodzi mój czas i zamierzam cholernie dobrze go wykorzystać. Jak twierdzi mój internetowy kolega zza oceanu, życie jest swego stylu poczekalnią w której czekamy na swoje 5 minut. I ma rację! A ja zamierzam najbliżsży czas spędzić na dobrych przygotowaniach do swoich pięciu minut :) I będzie ales kla!
AVE!

PS: Dziś w nocy wróciłam zza naszej zachodniej granicy. Jeżdżę do tego kraju gdzie wszystko jest takie boskie i takie gut już od wielu lat z racji posiadanej tam rodziny, ale nie zamieniłabym tego naszego polskiego piekiełka na niemiecki ful wypas. Tu przynajmniej język nie jest mi obcy ideowo, zwyczaje takie normalne. I tak jak dziś rano jadąc do pracy autobusem (uwaga uwaga - jechałam dziś pojazdem komunikacji miejskiej typu bus i miałam bilet autobusowy dobry! - nie zjedzony!!! Skasowany za to...) przynajmniej wszystko jest mi tu takie bliskie, takie swojskie. Choć te Niemcy miały coś w sobie tym razem... :) Ale o tym szaaaaa!!!