swiat mi wypadl z moich rak
Pozwole sobie dzis na dwie rzeczy: po pierwsze na brak polskich liter - prosze o wybaczenie, ale irlandzkie komputery jakos nie posiadaja polskich znakow, ciekawe czemu? :) Po drugie na zapozyczenie slow piosenki Myslovitz:
Świat wypadł mi z moich rąk
Jakoś tak nie jest mi nawet żal
Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas
Jakoś tak nie jest mi nawet żal
Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas
Wypadl... Jak narazie nie mam sily ani odwagi go pozbierac. Moze pozniej, moze z uplywem kolejnych godzin samotnosci bedzie latwiej. Moze nad rzeka nad ktora wybieram sie dzis w poszukiwaniu siebie. Tak jak napisalam u Jadwini. Jestem tu, sama, z dala od was wszystkich blizszych i dalszych mi ludzikow, z dala od wszystkiego co znam i posiadam, z dala od wszystkiego co kocham i nienawidze. Z dala od wszystkiego co rodzi wspomnienia i te dobre i te zle. Z dala od domu, pracy, ktora do tej pory byla najbardziej stalym i niezmiennym elementem mojego niepoukladanego zycia. Byla wyznacznikiem kolejnych dni bo to przez nia wstawalam codziennie rano z lozka, to przez nia przezywalam swoje sukcesy, porazki, przykre chwile jak i salwy smiechu. Moja Mama zawsze powtarza, ze nalezy szanowac swoja prace bez wzgledu na to jaka by ona nie byla, poniewaz jest jedyna pewna rzecza w zmiennych kolejach losu. Niby tak, ale... Po osmiu latach pracy widzialam tam juz wiele, bardzo wiele, moze nawet za duzo jak i w calym moim tak zwanym zyciu. Po osmiu latach pracy mam dosc i mowie to z pelnym przekonaniem. Z dnia na dzien coraz bardziej trace sens. Nie mam juz sily na przymykanie oczu na pewne sprawy i na pewnych ludzi. Gdybym wiedziala co zrobic, zeby bylo lepiej juz dawno bym to zrobila. Z reszta chyba jak kazdy normalny czlowiek bo chyba wszyscy chcieliby byc cholernie szczesliwi w swoim zyciu. I jak tez bym tak chciala. I w dalszym ciagu wierze, ze tak bedzie. Nie moge byc pewna tego co bedzie jutro, nawet nie moge wiedziec co bedzie gdy Jasiu wroci z pracy, nie wiem co bedzie za tydzien, nie wiem co bedzie za rok, nie wiem czy kiedykolwiek uda mi sie zrealizowac choc czesc moich planow. Narazie czuje, ze swiat mi wypadl z moich rak i pozostaje mi tylko miec nadzieje, ze uda mi sie go podniesc i to jak najpredzej, zeby nie marnowac czasu bo podobno kazdy dzien w naszym zyciu jest niepowtarzalny i nigdy nie wiadomo ktory jest ostatni. Wiec swiat mi wypadl z moich rak, wszystko zaczyna przypominac banke mydlana, ktora moze peknac w kazdej chwili. Nie mam pod reka wersalki w ktorej moglabym sie zamknac i zapomniec o tym co boli, ale musze znalezc sile zeby pozbierac to wszystko w calosc. Tak po prostu, widocznie czasem tak bywa, dla rownowagi... AVE!