I tak warto żyć choć trudno nie wierzyć w nic :)
Zainspirowana juwenaliowym podsumowaniem Agi siadam do swojego. W sumie wszystko robiłyśmy wspólnie, choć każda wyniosła swoje przeżycia. I tak poczynając od poniedziałku i wypadu do Opola na Piastonalia, kiedy to jechałam moją citrinką z duszą na ramieniu i przejechałam 99 kilometrów na rezerwie po to, żeby trafić do jakże uroczej i malowniczej "stacji benzynowej" w Gogolinie. Chyba nawet Karolinka z piosenki by tam nie zatankowała, ale wyjścia nie było... Jedziemy dalej. A dalej Renatka moja. Chyba najlepszy koncert Przemykowej na jakim do tej pory byłam mimo, że pierwszy plenerowy. Zajebiście! Wtorek czyli kabareton i po prostu SUPCIO!!! Już dawno się tak nie uhahałam jak dziki Rex. W środę chwila odpoczynku po to, by w czwartek ruszyć na Muchowiec na kolejne koncerty. Plan był prosty i nieskomplikowany - koncert jeden, potem drugi, czyli Negatyw, potem Kult, ze dwa piwka i o 22 do domku bo następnego dnia rano czekała mnie delegacja to Warszawy... I mimo prostoty tego planu sprawdziło się stare powiedzenie "planuj se pierdnąć a się zesrasz" :) Dwa piwa i 22 do domu... Khy khy khy! Po piątym piwie straciłam rachubę, w domu byłam o 1 w nocy po tym jak Jarek powiedział, że mam już sobie iść z auta... Koncertu szczerze mówiąc nie zauważyłam, ale byłam zajęta zupełnie innymi rzeczami i osobami i było mi bardzo przyjemnie :D Piątkowy poranek był masakryczny, jechałam do tej Warszawy jakbym miała folię na oczach. Na szczęście w Częstochowie przeszło. Do Warszawy dojechałam, w stolycy nie zabili mnie mieszkańcy tego miasta kiedy przejeżdzałam taka wyalienowana na numerach rejestracyjnych zaczynających się od litery S, pojawiłam się na spotkaniu, zobaczyłam kolegę ze Szczecina :), potem odstałam swoje w korkach i wróciłam do domu po to by zebrać siły przed sobotnim zakończeniem juwenaliów. Zaczęło sięod koncertu RAZ DWA TRZY. Ten zauważyłam, nawet wysłuchałam, nawet wspomnień parę się nasunęło związanych z pewnymi osobami, ale główne hasło wieczoru to "raz dwa trzy mega banię masz Ty". Bania była, piękna, konkretna, olbrzymia, taka, że w paru momentach mam przerwy na reklamę :) Ale co tam? I tak warto żyć! Czasem właśnie dla takich chwil. AVE!