podróż za jeden uśmiech...
Wczoraj odbyłam podróż służbową do Krakowa. Nie była to podróż za jeden uśmiech, ale za olej napędowy zatankowany za służbowe pieniążki do mojej prywatnej cytrynki :) Podróż w celu szkoleniowo-zapoznawczym. Szkolenie dotyczące mnóstwa spraw związanych z objęciem przeze mnie stanowiska specjalisty do spraw rozliczeń w projekcie realizowanym przez pewną szkołę w Katowicach, która ósmy rok jest moim pracodawcą. Póki co jestem przerażona! Nie, nie jestem przerażona, jestem przejęta! :) Realizacja takich projektów to podobno nasza przyszłość. Problemów jest miliard, pytań trzy miliardy, większość z nich pozostaje jak narazie bez odpowiedzi bo nikt tak do końca nie wie jak, gdzie, kiedy i w jaki sposób będą wyglądały pewne rzeczy w praktyce. W tym układzie wycieczki szkoleniowo-informacyjne chyba zaczną pojawiać się zdecydowanie częściej w moim życiorysie. Nie narzekam jednak na taki stan rzeczy. Po pierwsze objęcie takiego stanowiska łączy się z otwarciem drogi zawodowej, po drugie finansowo ma być lepiej na moim koncie prywatnym również, po trzecie Kraków pięknym miastem jest, robi się coraz cieplej, ładniej, szkolenia nie trwają od świtu do zmroku więc można pozostały czas wykorzystać w jakiś interesujący sposób. Mało tego, można tez poznać nowych interesujących ludzi, czasem szkoda tylko, że ze Szczecina... :) A wczorajszy pobyt w Krakowie był bardzo miły. Skoro początki takie to nie miałabym nic przeciwko żeby tak pozostało do samego końca. Nawet autobusem pojeździłam, a nawet czterema w celu dostania się i wydostania z centrum do porzuconego gdzieś na Kuźnicy Kołłątajowskiej aucika. Niektóre te autobusy w tym Krakowie to całkiem sympatyczne, takie pełne ludzi, tłoczne, człowiek taki ściśnięty, czujący bliskość współpasażerów :) Generalnie zaliczyłam Rynek, obiadek w postaci pierogów ruskich i zupki borowikowej u Babci Maliny i powiem szczerze, że nie były to tak pyszne pierogi jak w naszym Strzelcu każdej środy! Potem zakończyłam swoje autobusowe podróże spacerem w stronę zachodzącego słońca a finalnie podróżą do domu również w stronę zachodzącego słoneczka. Dziękuję. Słoneczku, że tak ładnie świeciło, że nie byłam sama i mogłam liczyć na pomoc :) Sobie dziękuję za szczęśliwą podróż, za spotkanie, które trochę mnie oświeciło w sprawach projektu, za Szczecin :) I dziękuję też Tobie za uśmiech, opiekę i pomoc. To była podróż nie za jeden uśmiech, ale po wiele uśmiechów! Buziaki! AVE!
3 Comments:
At piątek, kwietnia 07, 2006 3:45:00 PM,
Aguska said…
w sensie,że co?
w sensie,że pierwsza!
At poniedziałek, kwietnia 17, 2006 10:46:00 PM,
Jadwinia said…
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
At poniedziałek, kwietnia 17, 2006 10:46:00 PM,
Jadwinia said…
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Prześlij komentarz
<< Home