...czyli moje tak zwane życie.

czwartek, stycznia 05, 2006

może mało oryginalnie, ale...

Początek nowego roku, koniec poprzedniego to zazwyczaj czas podsumowań. Pewnie oryginalności w tym za grosz, ale tak dla spokoju sumienia czasem trzeba przystanąć i spojrzeć wstecz na swoje życie. Ja miałam okazję zrobić to tym razem trochę wcześniej kiedy to przełom roku 2005/2006 spędziłam w domowych pieleszach, kisząc w domu, w łóżku lecząc zapalenie płuc, które to dopadło mnie niestety. Tak więc leżąc w stanie rozkładu fizycznego miałam czas i okazję do spojrzenia na moje tak zwane życie w wymiarze psychicznym i metafizycznym :) Ogólnie ten rok wydawał mi się taki sobie, ale... Stojąc dziś rano przed lustrem w łazience i poddając się codziennemu procesowi doprowadzania się do stanu używalności doszłam do wniosku, że w tym 2005 roku stało się sporo rzeczy, które już nigdy się nie powtórzą. I tak na przykład w tym roku "odzyskałam" wolność, kiedy to stałam się panną z odzysku z chwilą orzeczenia przez sąd rozwiązania przez rozwód małżeństwa zawartego pomiędzy Agnieszką i Tomaszem bla bla bla. To miało miejsce w styczniu i tym niemal zaczęłam rok 2005. W tym roku zostałam też po raz pierwszy prawdziwą ciocią, kiedy to w marcu przyszedł na świat nasz prekursor nowego pokolenia w rodzinie, tak długo wyczekiwany Oliverek. Niedługo po tym moja edukacja dobiegła wreszcie końca i uzyskałam upragniony tak bardzo tytuł magistra. Oprócz tego w tym roku nauczyłam się jeździć na nartach, byłam w Austrii gdzie mogłam zaprezentować swoje umiejętności narciarskie na stoku, zjeżdzając z ponad 3000 metrów z lodowca w Kaprun. Zaczęłam łapać o co chodzi w żeglarstwie i za który sznurek trzeba pociągnąć, żeby żeglować. Zyskałam nowych znajomych, przyjaciół, przeżyłam potężny kryzys w związku z moją Anią. Kryzys, który zakończył się prawie półrocznym milczeniem, ale te w końcu doprowadziło do przełamania lodów, którymi pokryła się nasza znajmość i w tej chwili wszystko wróciło do normy. Z dalszych podumowań - poznałam nowy kraj, który do tej pory był mi obcy ideowo - Holandię. Holandia jak Holandia, kraj ciekawy, kraj dużych możliwości, kraj, który miał szansę zyskać mnie jako nowego mieszkańca, ale na skutek różnych okoliczności nie zyskał. Za to ja zyskałam wiele wspomnień, zaczynając od wysiadki na dworcu w Hadze, poprzez wędrówki po Amsterdamie i jego licznych muzeach od Van Gogha zaczynając a na fotografii kończąc... ;) poprzez wszystkie wiatraki, uliczki, kanały, ścieżki rowerowe, knajpki, sklepy i inne holenderskie wynalazki. Zyskałam wiele nowych doświadczeń i świadomość tego, że prawdziwych przyjaciół mam koło siebie cały czas, cały rok. I to jest budujące i za to im dziękuję. Nawiasem mówiąc w maju ubiegłego roku Irenka wyszła za mąż więc oby wszystko było dobrze! O sprawach uczuciowych nie będę pisać bo to nie miejsce i czas na takie rzeczy. Ogólnie jestem o wiele bogatsza w doświadczenia i mam nadzieję, że spożytkuję nabytą wiedzę w swoim przyszłym życiu. Pogodzona z losem i pewnymi osobami rozpoczęłam nowy rok i życzę sobie tylko, żeby nie był gorszy od poprzedniego, żeby pewne sprawy ułożyły się same i nareszcie zakończyły. Wszystkim innym życzę zdrowia bo jest bardzo ważne, cierpliowści w dążeniu do obranych celów, ciepła, radości, pogody ducha, miłości, marzeń i wielu innych rzeczy, które nadają sens naszemu życiu. Na koniec wspomnę jeszcze o jednym bardzo ważnym wydarzeniu, które wystąpiło w moim tak zwanym życiu. Mianowicie w celu odstresowania samej siebie i posiadaniu obiektu do przelewania bezinteresownych uczuć w moim tak zwanym życiu pojawiło się stworzenie, które otrzymało imię TOFI i wypełnia mi po brzeżek mój czas wolny, mianowicie psiak! Psiak marki beagle, psiak o którym marzyłam od dawna i w końcu go mam! Jest szatanem wcielonym, łobuzem pierwszej kategorii, ale tak ma chyba większość szczeniaków. Teraz już moja w tym głowa, żeby wyprowadzić psa "na ludzi" i wychować go, a właściwie ją na mądrego i oddanego psa :)
Kończę te podumowania. Być może brak temu wszystkiemu rąk i nóg, ale taki poniekąd był też ten 2005 rok, wbrew pozorom bardzo intensywny, na bardzo wysokich obrotach, rok upadków i wzlotów, rozstań, powrotów, spełnionych marzeń i zawiedzionych nadzieji. Może nie ma sensu rozwodzić się nad podsumowaniam roku bo tylko kawałek całości jakim jest nasze życie, ale jednak jest coś takiego w przełomach starego i nowego roku, że chyba każdy choć przez chwilę robi małe podsumowania. Ja takie też zrobiłam i poniekąd się nimi podzieliłam na tymże blogu. Parę postanowień noworocznych też mam i postaram się ich trzymać :) ale to już moja tajemnica. Tak więc zaczynam Nowy Rok 2006 pogodzona z tym co przyniosło mi życie, z nowymi i starymi planami, marzeniami. Z ludźmi, którzy byli, są i będą w moim tak zwanym życiu. Z tymi, którzy wydawali się tacy nijacy a są wielcy w tej chwili i z tymi, którzy wydawali się tacy wielcy a okazali się... inni! Chciałabym jeszcze na koniec dodać jedno: życzę wszystkim i każdemu z osobna, żeby zawsze był sobą, żeby był szczery i miał odwagę do tej szczerości. Nie oszukujmy innych, a przede wszystkim siebie samych...
AVE!

3 Comments:

  • At czwartek, stycznia 05, 2006 12:17:00 PM, Blogger Aguska said…

    pierwsza:)pierwsza w tym roku:)

     
  • At czwartek, stycznia 05, 2006 1:05:00 PM, Blogger Aguska said…

    no,trzeba przyznać,że rok miałaś zaiste zakręcony i pewnie,ile dobrego,tyle i przykrego się Agnisi przydarzyło (mam nadzieję,że mimo wszystko z przewaga dobrego!),ale na szczęście w takich chwilach sama powtarzasz :
    CO NIE ZABIJE,TO WZMOCNI i to jest zdrowe podejście do spraw, chociaż często w środku wszystko cierpi!
    1 lutego minie dokładnie rok, odkąd znam Agę. Agę,która wiele już w życiu przeszła i osiągnęła.
    Znam Age na tyle,żeby stwierdzić,że z uporem szuka bliskości z kimś, któ już nigdy jej nie oszuka,nie zawiedzie,nie odtrąci,kto ją zaakceptuje, uszanuje jej dążenia, pomoże spełnic marzenia, utuli do snu każdej nocy i da buziaka przed wyjściem do pracy...ale przede wszystkim kogoś,kto bezgranicznie pokocha i nigdy nie opuści
    NA DOBRE I NA ZŁE...
    ja wiem,że nadejdzie taki dzień,że to wszystko będzie Twoje...
    ja też czekałam długo i chociaż byłam blisko 8 lat z kimś, to moje szczęście gdzieś sobie tam po Katowicach chodziło,jadło bułki,piło piwo w Stracholu,grało na bębnach, było zakochane w innych kobietach, ale wpadliśmy na siebie...ja piłam piwo z bandą,a Wydmuch wchodzi do knajpy i powala mnie z nóg...powala i to nie z upojenia alkoholowego,ale prawdziwej miłości od pierwszego wejrzenia:)
    miłość sama Cię trafi...czekaj cierpliwie!
    życzę Ci tego z całego serca!

     
  • At czwartek, stycznia 05, 2006 11:24:00 PM, Blogger Jadwinia said…

    Druga... ale na razie myśle... a jako ze jestem stworzonkiem o małym rozumku i długo myśle... to troche potrwa...

    Na dzien dzisiejszy moge powiedzieć tyklo tyle, że znam Age jeden dzień dłużej niż Aguska i myśle, że ten jeden dzień był najważniejszym dniem w moim życiu, nie bede sobie tu osobistych wycieczek robić... ale ja sie pytam dlaczego nie ma o mnie nic w tym szacownym poście ???

     

Prześlij komentarz

<< Home