w poszukiwaniu dobrego humoru i swojego miejsca...
Od paru dni narasta we mnie dziwne uczucie, którego nie jestem w stanie określić słowami. Poza tym dopadła mnie wścieklizna i prezentuję swoją osobą nastrój określany "bez kija nie podchodzić". Taki stan rzeczy bierze się nie wiem z czego. Znaczy niby wiem, ale nie wiem :)
Nie mogę się nad niczym skupić, mam miliard myśli na minutę i w związku z tym nie mogę znaleźć sobie miejsca w moim tak zwanym życiu i stąd bierze się ten rozbity nastrój. Żałuję, że nie mogę na ten czas stać się facetem. Wtedy nie mogłabym naraz myśleć o wielu sprawach bo według powszechnie panującej opinii wśród kobiet facet nie jest w stanie skupić się na więcej niż jednej czynności :) Teraz już widzę te tłumy oburzonych mężczyzn, którzy będą zbulwersowani takim stanowiskiem. Spokojnie, przecież piszę to tak ironicznie więc proszę już nie podpalać stosu na którym mam spłonąć :)
Dziś na wieczór mam zaplonawany ostry proces zalkoholizowania swojej osoby przy asyście mieszkańców pewnego domu w Katowicach i przy moim filmie na dobre i na złe, czyli "Nigdy w życiu" :) Wiem, że to nie wyjście z sytuacji, ale może załapanie choć małego "a szala" pomoże mi choć chwilowo... do momentu wytrzeźwienia czyli jutrzejszego poranka. Moja praca też dobija mnie w tym wszystkim bo dostaję już torsji na widok stosu papierów piętrzących się na moim biurku. A ja nawet nie jestem w stanie skupić się nad tym wszystkim, choć wiem, że muszę. I to niniejszym zaraz uczynię! Muszę zmusić się do rzucenia się w wir pracy.
Wczorajszy wieczór upłynął mi na spotkaniu z moim wieloletnim fumflem Jarkiem, który zawsze poprawia mi humor, niestety ta poprawa trwała krótko bo moja huśtawka nastrojów osiąga ostatnio zenit i jest już chyba prawdziwym roller coasterem, ale to minie. Moje szczęście też próbuje wpłynąć na moją poprawę nastroju i choć narazie kiepsko to wychodzi to wiem, że mi przejdzie i znów będę śmiejącym się z wszystkiego "gupolem" cieszącym się życiem. Za to te spotkanie po raz kolejny upewniło mnie w tym, że ostatnie podjęte przeze mnie decyzje życiowe były DOBRYMI decyzjami. Nigdy nie miałam co do tego wątpliwości, ale zawsze to miło ponownie mieć świadomość dobrego wyboru. Niestety dobrego wyboru nie podjęłam dokładnie 4 lata temu, kiedy to dokładnie w samo południe mówiłam "Tak" i ślubowałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską... Z tego małżeństwa pozostał tylko wyrok Sądu Okręgowego w Gliwicach orzekający o rozwodzie i nasze to znaczy moje i szanownego byłego małżonka przekonanie, że rozwód jest najlepszą rzeczą jaka nam wyszła :) Mam nadzieję, że Tomek nie będzie mi miał za złe wspomnienia tego "epizodu" z naszego życia... :) Teraz przynajmniej wszystko jest z nami w jak najlepszym porządku. I to cieszy. I korzystając z okazji chciałam pozdrowić byłego gałżonka, który czasem tu może zagląda :)
Jakoś tak w trakcie pisania tego posta powoli zaczęłam się uspakajać więc może jednak blog oczyszcza umysł :) Obiecuję, że postaram się już nie bić i kopać a także nie pluć jadem co ostatnio mi się zdarzało. Obiecuję odzyskać dobry humor. Obiecuję to przede wszystkim mojemu szczęściu, które to dziś "rozkazało mi" mieć dobry humor :) I tak będzie! Już wkrótce...
AVE!
Nie mogę się nad niczym skupić, mam miliard myśli na minutę i w związku z tym nie mogę znaleźć sobie miejsca w moim tak zwanym życiu i stąd bierze się ten rozbity nastrój. Żałuję, że nie mogę na ten czas stać się facetem. Wtedy nie mogłabym naraz myśleć o wielu sprawach bo według powszechnie panującej opinii wśród kobiet facet nie jest w stanie skupić się na więcej niż jednej czynności :) Teraz już widzę te tłumy oburzonych mężczyzn, którzy będą zbulwersowani takim stanowiskiem. Spokojnie, przecież piszę to tak ironicznie więc proszę już nie podpalać stosu na którym mam spłonąć :)
Dziś na wieczór mam zaplonawany ostry proces zalkoholizowania swojej osoby przy asyście mieszkańców pewnego domu w Katowicach i przy moim filmie na dobre i na złe, czyli "Nigdy w życiu" :) Wiem, że to nie wyjście z sytuacji, ale może załapanie choć małego "a szala" pomoże mi choć chwilowo... do momentu wytrzeźwienia czyli jutrzejszego poranka. Moja praca też dobija mnie w tym wszystkim bo dostaję już torsji na widok stosu papierów piętrzących się na moim biurku. A ja nawet nie jestem w stanie skupić się nad tym wszystkim, choć wiem, że muszę. I to niniejszym zaraz uczynię! Muszę zmusić się do rzucenia się w wir pracy.
Wczorajszy wieczór upłynął mi na spotkaniu z moim wieloletnim fumflem Jarkiem, który zawsze poprawia mi humor, niestety ta poprawa trwała krótko bo moja huśtawka nastrojów osiąga ostatnio zenit i jest już chyba prawdziwym roller coasterem, ale to minie. Moje szczęście też próbuje wpłynąć na moją poprawę nastroju i choć narazie kiepsko to wychodzi to wiem, że mi przejdzie i znów będę śmiejącym się z wszystkiego "gupolem" cieszącym się życiem. Za to te spotkanie po raz kolejny upewniło mnie w tym, że ostatnie podjęte przeze mnie decyzje życiowe były DOBRYMI decyzjami. Nigdy nie miałam co do tego wątpliwości, ale zawsze to miło ponownie mieć świadomość dobrego wyboru. Niestety dobrego wyboru nie podjęłam dokładnie 4 lata temu, kiedy to dokładnie w samo południe mówiłam "Tak" i ślubowałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską... Z tego małżeństwa pozostał tylko wyrok Sądu Okręgowego w Gliwicach orzekający o rozwodzie i nasze to znaczy moje i szanownego byłego małżonka przekonanie, że rozwód jest najlepszą rzeczą jaka nam wyszła :) Mam nadzieję, że Tomek nie będzie mi miał za złe wspomnienia tego "epizodu" z naszego życia... :) Teraz przynajmniej wszystko jest z nami w jak najlepszym porządku. I to cieszy. I korzystając z okazji chciałam pozdrowić byłego gałżonka, który czasem tu może zagląda :)
Jakoś tak w trakcie pisania tego posta powoli zaczęłam się uspakajać więc może jednak blog oczyszcza umysł :) Obiecuję, że postaram się już nie bić i kopać a także nie pluć jadem co ostatnio mi się zdarzało. Obiecuję odzyskać dobry humor. Obiecuję to przede wszystkim mojemu szczęściu, które to dziś "rozkazało mi" mieć dobry humor :) I tak będzie! Już wkrótce...
AVE!
5 Comments:
At czwartek, sierpnia 18, 2005 12:05:00 PM,
Aguska said…
pierwsza:)
At czwartek, sierpnia 18, 2005 12:15:00 PM,
Aguska said…
niestety jak niewiadomo o co chodzi,to chodzi o facetów...tego, tamtego i jeszcze innego...mysle,że dzisiaj chodzi dokładnie o trzech facetów,do których Aga pała teraz róznymi rodzajami uczuć - od zmasowanej nienawiści do cierpiętniczej miłości...jak zaraz nie zabierze się za pracę,to niedługo będzie dzielił nas mur papierów nie do przeskoczenia,dlatego wyrzuc z siebie smutki,zjedz kanapkę,którą Ci dzisiaj rano zrobiłam,a po pracy wskakujesz w dresik,jemy obiadek,allegrujemy i "nigdy w życiu" oglądamy...rumik z cola jest przy tym niezbędny...no może jeszcze wcześniej do sephory po caroline herrere się udamy,by misia przy torebce siemionem popsikać:)
At czwartek, sierpnia 18, 2005 3:56:00 PM,
Aguska said…
Adze juz ostro bije,więc jest oka:)
At piątek, sierpnia 19, 2005 8:10:00 PM,
Jadwinia said…
Jest to syndrom tzw kobiety stęsknionej...
:) kto wie nie musi pytać o nic...
ale jedno jest pewne to musi sie szybko zmienic bo mamuśka zła to nie jest dobra mamuśka :>
Pozostaje nie utulona w żalu, łącząc sie z Tobą w bólu :)
no to paaa
At niedziela, sierpnia 21, 2005 4:17:00 PM,
Przemion said…
Chciałbym coś na to poradzić, ale chwilowo niemogę. Jednak już niedługo, cierpliwości kochanie. ;-)
Całusy z krainy wiatraków. :-)
Prześlij komentarz
<< Home