powrót do rzeczywistości
Dlaczego jest tak, że takie powroty pourlopowe są takie ciężkie? Niby wraca się z naładowanymi bateryjkami bo odpoczynek, bo wolne, bo bez stresu i pośpiechu a tu jednak tak ciężko wskoczyć znów w kierat obowiązków służbowych. Szczególnie jak jeszcze sypia się po te parę godzin powodowanych przez nocne Polaków rozmowy przy pewnym okrągłym stole w pewnym domu w Katowicach, który tymczasowo został też moim domem :) I za to dziękuję. Za przygarnięcie. Do schroniska dla potłuczonych :)
Wróciłam. Wróciłam do formy, wróciłam po europejskich wędrówkach do naszego pięknego kraju. I tu też mi dobrze. Choć wiem, że musimy jako naród jeszcze bardzo dużo nauczyć się tej Europy. Wróciłam i od razu powitała mnie wielka ulewa niedzielna. A żeby było śmieszniej to 5 sekund wcześniej zaczęły się przygotowania mojego autka do ciągnięcia "nieco większej" ściery, która odmówiła posłuszeństwa pod jednym z katowickich supermarkietów. W parę sekund przemokłam totalnie, ale akcja została zakończona pełnym sukcesem. Ścierostwo odpaliło, ja zostałam z całym autem, wyschnęłam sama tak jak i reszta osób biorących udział w tym niecodziennym wydarzeniu. Stojąc w tym deszczu mokra, targana konwulsjami i prześladowana myślą, że głupio wyglądam (khy khy) tak w sumie wiedziałam, że jest dobrze. Bo miałam przy sobie tych ludzików, którzy stoją za mną, przy mnie i koło mnie. Po tych wydarzeniach odebraliśmy z domu Jadwinię i wszyscy udali się na ohajo w celu alkoholizowania się. I tak jest do dziś... :) Ale dziś jest mocne postanowienie poprawy. Idziemy wcześniej spać, bez używek... Oby nam się udało bo jutrzejszy dzień może być już dramatyczny w swych niewyspanych wydarzeniach. Już dziś podsypiam na stojąco, biegam boso po biurze i kręcę się w kółko na obrotowym krześle w pokoju szefowej, która teraz się urlopuje. Do tego łykam jakieś piguły na alergię i chyba one jeszcze potęgują mój nieprzeciętny schizowo-niewyspany nastrój. Ale jest fajnie. A będzie jeszcze fajniej. I ja o tym wiem. Może w końcu pora wyjść z tej poczekalni życiowej i rozpocząć te swoje 5 minut. I tak ma być. Cieszę się tym co przynosi mi życie a przyniosło dużo ostatnio. I choć nienawidzę przeprowadzek, mieć mokro w klapkach (to odnośnie niedzielnej ulewki) to czasem tak trzeba. Trzeba zacisnąć zęby i pójść dalej do przodu. A w zamian można dostać miłość, przyjaźń czyli wszystko to, co ja dostałam i dostaję każdego dnia.
I tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć dzisiejszego potłuczonego posta i wrócić do sprawiania wrażenia osoby pracującej :) Postaram się już nie kręcić się na krzesełku szefowej bo mam potem lekkie a szala ja kumple dwa po K2... khy khy!
AVE!
Wróciłam. Wróciłam do formy, wróciłam po europejskich wędrówkach do naszego pięknego kraju. I tu też mi dobrze. Choć wiem, że musimy jako naród jeszcze bardzo dużo nauczyć się tej Europy. Wróciłam i od razu powitała mnie wielka ulewa niedzielna. A żeby było śmieszniej to 5 sekund wcześniej zaczęły się przygotowania mojego autka do ciągnięcia "nieco większej" ściery, która odmówiła posłuszeństwa pod jednym z katowickich supermarkietów. W parę sekund przemokłam totalnie, ale akcja została zakończona pełnym sukcesem. Ścierostwo odpaliło, ja zostałam z całym autem, wyschnęłam sama tak jak i reszta osób biorących udział w tym niecodziennym wydarzeniu. Stojąc w tym deszczu mokra, targana konwulsjami i prześladowana myślą, że głupio wyglądam (khy khy) tak w sumie wiedziałam, że jest dobrze. Bo miałam przy sobie tych ludzików, którzy stoją za mną, przy mnie i koło mnie. Po tych wydarzeniach odebraliśmy z domu Jadwinię i wszyscy udali się na ohajo w celu alkoholizowania się. I tak jest do dziś... :) Ale dziś jest mocne postanowienie poprawy. Idziemy wcześniej spać, bez używek... Oby nam się udało bo jutrzejszy dzień może być już dramatyczny w swych niewyspanych wydarzeniach. Już dziś podsypiam na stojąco, biegam boso po biurze i kręcę się w kółko na obrotowym krześle w pokoju szefowej, która teraz się urlopuje. Do tego łykam jakieś piguły na alergię i chyba one jeszcze potęgują mój nieprzeciętny schizowo-niewyspany nastrój. Ale jest fajnie. A będzie jeszcze fajniej. I ja o tym wiem. Może w końcu pora wyjść z tej poczekalni życiowej i rozpocząć te swoje 5 minut. I tak ma być. Cieszę się tym co przynosi mi życie a przyniosło dużo ostatnio. I choć nienawidzę przeprowadzek, mieć mokro w klapkach (to odnośnie niedzielnej ulewki) to czasem tak trzeba. Trzeba zacisnąć zęby i pójść dalej do przodu. A w zamian można dostać miłość, przyjaźń czyli wszystko to, co ja dostałam i dostaję każdego dnia.
I tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć dzisiejszego potłuczonego posta i wrócić do sprawiania wrażenia osoby pracującej :) Postaram się już nie kręcić się na krzesełku szefowej bo mam potem lekkie a szala ja kumple dwa po K2... khy khy!
AVE!
15 Comments:
At środa, sierpnia 03, 2005 1:26:00 PM,
Aguska said…
PIERWSZA!!!!!
...a teraz se poczytam:)
....khy khy
....pomidor:)
At środa, sierpnia 03, 2005 1:51:00 PM,
Aguska said…
...wszystko co powyżej napisane jest najszczerszą prawdą bez milimetra fałszu!!! Ściera powiedziała - nie mam zamairu nigdzie dalej jechać...trzeba było clio zaprzęgać w linę holowniczą i zmuszac ściersko do odpalenia...posłuchała dzięki Bogu!Deszczu starczylo na całą naszą czwórkę - byłiśmy misskami i misterami mokrych majtków i podkoszulków. Powrót do rzeczywistości Agi jakoś źle odbija sie na wyciagach bankowych i fakturach błagających o zaksięgowanie. Prawdą jest, że jesteśmy od kilku dni "zjebane jeb" i nie wiem czemu, ale jak tylko wracamy do domu po pracy, to dziwnie ożywamy:)...a w domu jest u nas obecnie tak, że akademyk ma na noc pod każdym względem:) Do tego,żeby nie było nudno ja mam napady nerwowości, bo latam ze szmatą, prasuję, piorę itd. a w ogóle nie widać efektów!!!Nogi Adze nie śmierdzą i tylko dlatego ma pozwolenie na bieganie bez klapek...a na krzesełku naszej wakacjującej Szefowej niech się dziewczę pokręci, bo ona nie jest z ekipy "kumple 2 jak K2" i niech ma trochę głupawki w ten piękny środowy dzionek:)khy khy
At środa, sierpnia 03, 2005 1:55:00 PM,
Agnisia said…
no właśnie nie wiedzieć czemu w domu ożywamy tak jakoś...
a te napady biegania ze szmatką, prasowania, prania i innych takich a potem wpadania w histerię, że ciągły burdel to już całkiem inna bajka... ale jest wesoło i o to chodzi nio!
At środa, sierpnia 03, 2005 1:57:00 PM,
Aguska said…
proszę spadać i odstosunkować się od klasy sprzątającej, której jestem godnym przedstawicielem "w pewnym domu w Katowicach"...:)
At środa, sierpnia 03, 2005 1:59:00 PM,
Agnisia said…
a właśnie, że nie będę spadać ani się odstosunkowywać!
At środa, sierpnia 03, 2005 2:03:00 PM,
Aguska said…
...to sie w głowie nie mieści...wyobraźcie sobie,że siedzę z Agą w jednym biurze, przy sąsiednim biurku i zamiast się odezwać do koleżanki, zamiast nawiązać jakąś forme kontaktu werbalnego, to ona musi se kuna napisać...SPRZĄTACZKI WSZYSTKICH KRAJÓW ŁĄCZCIE SIĘ ZE MNA W BÓLU!!!
At środa, sierpnia 03, 2005 2:04:00 PM,
Aguska said…
...MOŻE ODEZWIE SIĘ PRZY JEDZENIU PIEROGÓW RUSKICH, KTÓRE ZARAZ IDZIEMY SPOZYC:)
At środa, sierpnia 03, 2005 2:04:00 PM,
Agnisia said…
a zaraz i tak pójdymy se na lunch i wtedy se pogadamy...
a dziś mamy pierogi! RUSKIE!
łłłłłłłaaaaaaaaaałłłłłłłłłłł!
At środa, sierpnia 03, 2005 2:05:00 PM,
Aguska said…
DOBRE,JESZCZE NIEZJEDZONE:)
At środa, sierpnia 03, 2005 2:05:00 PM,
Agnisia said…
i jak widać myślimy tak samo z dzifeczką!
At środa, sierpnia 03, 2005 2:07:00 PM,
Aguska said…
to ja sobie idę umyć rączki przed wyjściem na lunch...
At środa, sierpnia 03, 2005 2:07:00 PM,
Agnisia said…
ale zaraz będą zjedzone! i też będą dobre! A my nabombione jak... po pierogach. Potem ze dwie rundki na krzesełku obrotowym i ....
At środa, sierpnia 03, 2005 2:44:00 PM,
Aguska said…
najlepsze pierogi ruskie serwują w "Strzelcu na Kominka...niedaleko naszej kochanej pracki:)juz po lunchu, czyli ciężkiej pracy ciąg dalszy:)
At środa, sierpnia 03, 2005 2:46:00 PM,
Agnisia said…
a pod jakim względem jest ona dziś wyjątkowo ciężka i że pod każdym to jużmy wiemy.
Tylko my nie śpimy na jakimś niewygodnym stole jak niektórzy... khy khy :)
At piątek, sierpnia 05, 2005 12:35:00 PM,
Przemion said…
widze praca w kwesturze wre... ;-)
nic tylko pozazdościć, a reszta, dzieje się dzieje, POMIDOR!
A co do pierogów ryskich najlepsze są u mammy, a jak nie tam, to polecam sprawdzenie kilku miejsc w krakowie, jak np. "Jadłodalnia u Stasi", lub "U babci Maliny", pychota...
Prześlij komentarz
<< Home